TO MA DZIAŁAĆ, NIE SMAKOWAĆ!
TO MA DZIAŁAĆ, NIE SMAKOWAĆ!
TEN WPIS NA BLOGU MOŻE W DUŻEJ MIERZE OKAZAĆ SIĘ ZAPEWNE PRZELANIEM IRYTACJI I FRUSTRACJI, LECZ BIORĄC POD UWAGĘ, ŻE TO JEST MÓJ BLOG, NA KTÓRYM WSZYSTKIE INFORMACJE, POLECENIA PRODUKTÓW I WSKAZÓWKI SĄ SZCZERE, PRAWDZIWE I W ŻADEN SPOSÓB NIE MODYFIKOWANE PRZEZ OSOBY TRZECIE… POZWOLĘ SOBIE ZACZĄĆ
KIEDYŚ MUSIAŁEŚ BYĆ TWARDY
WYDAJE MI SIĘ, ŻE MÓGŁ BYĆ WTEDY ROK 2005/2006. W KAŻDYM RAZIE, PRZYGODA Z SIŁOWNIĄ TRWAŁA W NAJLEPSZE. MOTYWACJA, SKUPIENIE, WIZJA PIĘKNEJ MUSKULATURY. WSZYSTKO TO PRZYŚWIECAŁO PODCZAS SYSTEMATYCZNYCH TRENINGÓW. UNDERGROUNDOWA SIŁOWNIA, KTÓRĄ W SWOJEJ OFERCIE MIAŁA PARĘ STARYCH MASZYN, ŻADNEGO URZĄDZENIA DO AEROBÓW I GRZYB NA ŚCIANACH, KTÓRY NIE POMAGAŁ W ODDYCHANIU. W TORBIE DZIURAWE BUTY, W PORTFELU 40ZŁ NA KARNET, MAJĄC DO WYKORZYSTANIA 12 WEJŚĆ. ADORACJA KAŻDEJ OBECNOŚCI. EUCHARYSTIA CIAŁA… MOJEGO CIAŁA.
Rękawice utkane z odcisków. Pęcherze. Pęknięcia na skórze niczym znamiona zwycięstwa. Każda kontuzja pielęgnowana po cichu w cieniu przeniesionych kilogramów.
Mikrourazy nazywane zakwasami dumnie noszone przez kolejne dni. Wstyd, pokora, pogarda dźwigana w sercu, kiedy owe urazy i pęknięcia mięśniowe nie powstały lub tylko dyskretnie dotykały włókien, mamiąc psychikę lekkim pocieszeniem.
Posiłki mizerne, tak bardzo mizerne jak mocno mizerne mogły być, spotkania z brakiem aprobaty podczas fundowania przez mamę klasyki Polskiego jadła. Skazany na domową stołówkę z uwagi na wiek, co za tym szło brak kasy i kuchni odpowiedniej dla moich wymagań. Jedyne co ratowało to świadomość, a raczej jej brak. Na ten moment nie wiem jak udało się wyhodować to, co powstało na przestrzeni pierwszych lat pracy. Motywacja, ciężka praca i wiara w siebie. Jedzenie było jakie było, więc w nim zasługi bym nie upatrywał. Młody organizm, dobra genetyka, chłonne włókna i dobry metabolizm. Wszystko to sprawiało, że budowałem się dość mocno i szybko, lecz na pewno nie proporcjonalnie. Wręcz przeciwnie. Ramiona zawsze dominowały, a przez pierwsze 5 lat treningu w mojej sylwetce tylko ramiona istniały.
…suplementy. Bóg jeden wie, co w tamtych czasach byłbym w stanie zrobić za suplementy. Kosmiczne ceny. Torba białka porównywana przez ojca do paru siatek z marketu dających rodzinie wyżywienie. To nie mogło spotkać się z przychylnością.
Dorywcza praca. Wakacyjna praca. Praca dla celu. Cel jako praca nad sobą.
UZBIERANE ZŁOTÓWKI. W SKRYCIU ZAINWESTOWANE W BIAŁKO. TORBA SCHOWANA W SZAFIE - GDZIEŚ, GDZIE NIE ŁATWO DOTRZEĆ. RADOŚĆ OPATRZONA KONSPIRACJĄ. PICIE W UKRYCIU CZEGOŚ, CO NA TEN MOMENT NICZYM NIE ODRÓŻNIAŁO SIĘ OD MĄKI KRUPCZATKI CZY INNEJ TORTOWEJ ZALANEJ MLEKIEM. CAŁY PROCES DOŚĆ MOZOLNY. 15 MINUT, W REKORDZIE. 15 MINUT PICIA CZEGOŚ CO BYŁO SPIENIONYM MLEKIEM O RÓŻNEJ GĘSTOŚCI. 15 MINUT WALKI W UKŁADEM POKARMOWYM. 15 MINUT NICZYM CHIRURG, MODLĄC SIĘ, ABY PRZESZCZEP SIĘ PRZYJĄŁ… Z BIAŁKIEM BYŁO PODOBNIE - ALBO SIĘ PRZYJĘŁO, ALBO NIE. ZDARZYŁY SIĘ MOMENTY ZWYMIOTOWANIA PRZEZ ELEMENTY NIEROZPUSZCZONE. WIELKIE GRUDY, NICZYM KAMIENIE WPADAŁY DO ŻOŁĄDKA, ODBIJAJĄC SIĘ OD JEGO ŚCIANEK. PRZYJEMNOŚĆ WĄTPLIWA. SUKCES STUPROCENTOWY. ZERO ZWĄTPIENIA. MASOCHIZM SPOŻYWCZY W CZYSTEJ POSTACI.
Brak funduszy mocno mnie ograniczał. Nie będę ukrywał, że moje kieszonkowe zamykały się na 40zł miesięcznie, które wydawałem na karnet. Za co jestem ojcu bardzo wdzięczny. Lekko nie było, na tyle lekko nie było, że te każde 40zł mogło wtedy ważyć więcej niż w rzeczywistości.
Karnet był traktowany jako złota karta bez limitów. Nie było odpuszczania treningu. Nie mogłem pozwolić żeby któreś w wejść przepadło.
Pamiętna zima. Odległość do siłowni 7 kilometrów w jedną stronę. Ostry, gęsty śnieg. Mróz. -20 stopni. Wymarzona pogoda do siedzenia w domu. Rzut oka na karnet. Świadomość niewykorzystanego wejścia które przepadnie z uwagi na ograniczenia czasowe trwania karnetu. Na koniec hit, petarda motywacyjna. Śnieg, mróz i niekorzystne warunki spowodowały paraliż komunikacyjny. Autobusy nie jeżdżą….ale nogi chodzą. Droga na siłownie niczym walka DiCaprio z Niedźwiedziem w filmie Zjawa. Ja lub on. Moja słabość czy moja wytrwałość ? Charakter czy miękkość ? Każdy pytanie z wiadomą odpowiedzią….Tak się budowałem, tak powstawałem wewnętrznie.
A TY MI MÓWISZ…
….a ty mi mówisz, że ci się nie chce iść na trening, bo masz późno autobus. Ty mi mówisz, że za daleko jest siłownia i nie masz tyle czasu. Ty mi mówisz, że bieżnia jest popsuta i nie ma gdzie trenować. Ty mi mówisz, że pod prysznicem chłodna woda. Ty mi mówisz, że jest ciężko ogarnąć żarcie. Ty mi mówisz, że lubisz jeść i ta dieta nie dla ciebie. Ty mi mówisz, że boli kiedy trenujesz i pękają włókna. Ty mi mówisz, że ci kurczak nie smakuje. Ty mi mówisz, że jest trudno pogodzić dietę z życiem codziennym. Ty mi mówisz, że ci się nie chce robić cardio. Ty mi mówisz, że ci ludzie na siłowni nie odpowiadają.
TY MI W KOŃCU MÓWISZ… że białko jest nie dobre bo to truskawka, a ty truskawki nie lubisz !?
Ty powiedz, z jakiego materiału jesteś!
Bo ja widzę, że z plasteliny posągu nie ulepię !!!
PRACA NAD SOBĄ KOSZTUJE
Ktoś kiedyś powiedział: „jeżeli ci źle, niedobrze i niewygodnie to znaczy, że idziesz w dobrym kierunku”
Z DRUGIEJ STRONY MEDALU
…na koniec jednak odzywa się moja empatia i zrozumienie dla tych, którzy prezentują postawę powyżej. Bo przecież nie każdy musi być sportowcem. Zgoda. Jeżeli nie chcesz być tym sportowcem, to przynajmniej się nie oszukuj. Nie zgrywaj cwaniaka i twardziela, którym nie jesteś. Nie strosz piórek i bądź pozorantem. Schowaj się w cień i rób swoje. Nie musisz być twardy, bo nie każdy musi. Tylko pamiętaj - nie próbuj być twardy, kiedy jesteś naprawdę miękki.